Opowiadania motocyklistów...
wspomnienia, przeżycia, niezapomniane chwile itd.
Był rok 2009. Dzień wyjazdu na zlot do Skalmierzyc. Umówieni w stałym miejscu, czyli stacja paliw Orlen/k ronda w Jarocinie, głodny nowych wrażeń ruszyłem na miejsce spotkania. Oczywiście w drodze do, spotkałem kilku nieznajomych motocyklistów kierujących się w kierunku Skalmierzyc, standardowe pozdrowienie i jazda dalej. W takim momencie uwielbiam zazdrość kierowców samochodów płynąca z ich wyrazu twarzy mówiąca „czego do siebie tacy mili są pijeb....ńcy”. Niczym się nie przejmując pędzę na moim pocisku mającym 251ccm pojemności na umówione miejsce. Czekało tam już kilku AGM-owców oraz motocykliści będący przejazdem. Po przywitaniu się z ekipą, zatankowałem maszynę (nie zapominając o czerwonym płynie który jest niezbędny aby MZ-ka szła jak się należy ;D ). Po zbiórce i uzgodnieniu kilku spraw ruszyliśmy w drogę. Zwarci, gotowi jedziemy. Z dumą i klasą jedziemy pokonując kolejne kilometry. Było jeszcze wcześnie, niestety nie nacieszyliśmy oczu „krajobrazami” które miały miejsce w poprzedniej historii ;D Kiedy już dojechaliśmy na miejsce okazało się, że jesteśmy jednymi z pierwszych którzy dotarli. Odstawiliśmy maszyny i ruszyliśmy w poszukiwaniu niezbędnego płynu-KAWY!!! Kiedy już ją dostaliśmy, oczywiście po walce o miejsce w kolejce do budki którą obsługiwała śliczna i przemiła brunetka ;D Ok południa zaczęli się zjeżdżać inny motocykliści. Oczywiście jak to bywa na takich imprezach odbywały się tam różnego rodzaju konkursy, parada itd. Godne pochwały jest zdobycie przez Kamzen-a pierwszego miejsca i bańki oleju w konkurencji na najwolniejszą jazdę. Chodź po wyglądzie i duszy nie widać żeby Kamil był taki spokojny ]chorygt; Wszystko było w jak najlepszym porządku. Jednak zlot ten nie był naszym jedynym celem. Tego to dnia również zostaliśmy zaproszeni na festyn rodzinny do Witaszyc. Kiedy nadszedł czas powrotu ze Skalmierzyc ruszyliśmy w drogę. Spotkanie z resztą grupy, która nie dała rady jechać z nami do Skalmierzyc było na stacji paliw Eden we Witaszycach. Akurat tego dnia odbywało się tam wesele. Goście jak i para młoda była nieco zaskoczona ;D Po podliczeniu maszyn było nas ok 30 szt. Nasz prezes powiedział kilka słów i ruszyliśmy na festyn. Trzydzieści maszyn ruszyło główna drogą Witaszyc. Ryk silników napawał mnie radością. Jednakże jeden z członków-Konrad M. zbulwersowany powiedział mi w drodze, że zagłuszam dźwięk jego Harleya moim „brzdękiem”. No cóż gość bluźnił w tym momencie. Kiedy mój motocykl jeździł po drogach jego Harley mówił na muchy Tniapty oczko Wybaczyłem mu ten błąd. Zajeżdżamy na miejsce festynu, ustawiamy się. Oczywiście ¾ maszyn ustawiło się równo parkując tyłem. Niestety nie wszyscy to pojęli ;D Widok min ludzi był fascynujący. Tym razem mówił „skąd ich się tylu tu k... wzięło” i "ale wjazd!!!" ;D Przywitaliśmy się z gospodarzem tej imprezy, jedni motocykliści zostali przy maszynach, kilka maszyn pojechało, a reszta ruszyła w stronę grilla. No niestety zapach spalin nam nie wystarcza do życia, a szkoda ;D Impreza trwała. Po chwili zauważyłem młodą matkę z ok 3 letnim chłopcem który chciał sobie usiąść na moim motocyklu. Rzecz jasna bez wahania pozwoliłem. Dzieciak cieszył się bez opamiętania-widać już od najmłodszych lat czuję tę siłę i zna się na rzeczy! Odwróciłem się i widzę jak nasze najstarsze „dziadki” tzn shl m11 i wfm-ke dotykają dwaj podpici starsi panowie z rękoma tłustymi od grillowanej kiełbasy i mówią „pamiętasz Heniu to były motory!!!” Miny właścicieli były niezbyt miłe, ale wytrzymali ;D A każdy wie jak na pięknym chromie widać ślady spływającego tłuszczu oczko No tom pojedlim, pogadalim, powozilim dzieciaki (chodź w tym momencie oklaski należą się Stachowi i Ryśkowi, którzy wzięli się za to) pożegnaliśmy się i ruszyliśmy. Wtedy podszedł do mnie Zbychu-nasz prezes z pytaniem czy wezmę go na bagażnik do domu. Nie widziałem problemu. Miał za chwilę przyjść. Czekałem i czekałem.... Wziąłem jego kask i gogle i ruszyłem w poszukiwaniu. Po czym za plecami usłyszałem krzyk jakieś niewiasty. Odwróciłem się, a młoda blond niewiasta podaje mi gogle i kask Zbycha, który miałem na zadupku. Niestety Zbychu zauważył mikroskopijne zarysowanie okularu ;/ Pogodził się z tym faktem i ruszyliśmy do domu. Przejechaliśmy przez główną trasę z ulicy piaskowej na ul cmentarną we Witaszycach, w ostatniej chwili bezwładnie „wykulała” nam się Astra II z prawej strony. Nie było czasu na hamowanie! Stwierdziłem, że trzeba próbować się przecisnąć. Na tyle poczułem takie spięcie pasażera i usłyszałem słowa których nie chcieli byście usłyszeć ;D Na szczęście udało się w ostatniej chwili przejechać. Zmieściłem się pomiędzy przednim zderzakiem a krawężnikiem. Mój pasażer powstrzymał emocję, zachował się z kulturą-jak na motocyklistę przystało i skierował słowa bardzo delikatne w kierunku kobiety kierującej tym autem, tj. „jak kurde, uważaj!!!” Widać ta kobieta miała prawko za masło ;D Kiedy cali i zdrowi dojechaliśmy do domu, Zbychu nadal był pełen.... hmm stresu ;D Również ruszyłem do domu. I tak to skończyła się kolejna historia.

(Teks napisany z całym szacunkiem do bohaterów ;D )


  PRZEJDŹ NA FORUM